Moja historia
Obrus, który zmienił moje życie
Pierwszy obrus dostałam od babci, drugi uszyłam sama i to od niego wszystko się zaczęło… Po latach zrozumiałam, iż obrus to nie tylko kawałek obszytej tkaniny. To przede wszystkim spotkanie z drugim człowiekiem. Zasiadając do stołu, bez znaczenia na jego kształt odczuwamy coś w rodzaju niewidzialnego połączenia i jedności z innymi. To przy stole wyraża się prawdziwe uczucia - Pamiętajmy o tym!
Moje korzenie i pracowania babci
Wielu z Was pewnie spodziewa się w tym miejscu opowieści o babci, która miała małą pracownię krawiecką. Nic bardziej mylnego….. Nie zostałam jakoś specjalnie naznaczona pochodzeniem, czy też koniecznością kontynuacji dzieła przodków, aby dziś zajmować się obrusami. Babcia szyć potrafiła, ale nie na maszynie. Mama z kolei szyła na niej sporo, w czasach kryzysu przerabiała nam ubrania lub wykonywała inne drobne szycia. Z perspektywy czasu wydaje mi się, iż dom, w jakim wzrastałam ugruntował we mnie potrzebę szukania estetyki wokół siebie. Obrus zawsze nam towarzyszył w przeróżnych uroczystościach – był zawsze na stole. To była taka elementarna zasada.
Pierwszy
obrus
Dopiero teraz, z perspektywy czasy dostrzegam jeszcze jedną bardzo istotną rzecz – obrus otrzymany przed laty od mojej babci. Pamiętam jak dziś, jak moja babcia podarowała mi obrus, abym już jakiś miała jak wyjdę za mąż. Nie miałam wtedy w głowie żadnych poważnych planów, tym bardziej matrymonialnych, więc przez grzeczność obrus od babci przyjęłam, choć nie wiedziałam specjalnie, co mam z nim zrobić. Przez wiele lat przeleżał na dnie szafy, czekając na to, aby świat go zobaczył. Do tej pory go posiadam i choć rzadko używam, to niezmiennie cieszy mnie fakt, że nadal mi towarzyszy, bo jest on bezcenną pamiątką i wspomnieniem po wyjątkowej dla mnie osobie.
A jak to się
właściwie zaczęło?
A właśnie tak zwyczajnie się zaczęło, z czystej potrzeby posiadania jakiegokolwiek przykrycia stołu przy okazji organizowanej „parapetówki”. Długo wyczekiwany stół przyjechał na ostatnią chwilę. Radość nasza trwała krótko, ponieważ doszło szybko do nas, że nie mamy ... obrusu. Sprawa wydała nam się wtedy oczywista, tj. wizyta w sklepie, wybór wzoru, zakup. Wtedy po raz pierwszy zderzyliśmy się z tematem, który wydawał się na wstępie banalny, a w realizacji niestety strasznie skomplikowany i nieoczywisty. W sklepach towaru uginające się półki, ale żadnego pasującego rozmiaru. To była beznadziejna sytuacja – przynajmniej tak ją teraz wspominam. Wtedy też stwierdziliśmy, że sami sobie uszyjemy obrus! Cała historia o poszukiwaniu tego jedynego obrusu stała się tematem, który jak boomerang powracał podczas imprezy do stołu. Niebawem posypały się zamówienia od rodziny i wtedy też zakiełkowała w nas myśl, iż zapewne w podobnej sytuacji znalazło się wielu ludzi, którzy albo nie są w stanie kupić żadnego obrusu na swój stół, albo muszą się godzić z obrusem, który nie do końca im pasuje. Wtedy ta myśl uruchomiła kolejne kroki, które wyznaczyły nam nowy etap w życiu.
Nie od razu
Rzym zbudowano
Początki nie były łatwe. Z małym wtedy dzieckiem na rękach jednocześnie gotowałam zupę, doradzałam klientom i przyjmowałam od nich zamówienia. Drzemki dziecka wykorzystywałam na zrobienie zdjęć obrusów, na odpisywanie na maile czy też szykowanie przesyłek do nadania. Z rozrzewnieniem wspominam, iż dzięki młodemu, który bajerował bezzębnym uśmiechem panie stojące w długiej kolejce na poczcie, udawało mi się szybko nadać wszystkie przesyłki. Muszę przyznać, iż byłam wtedy najbardziej zorganizowaną osobą na świecie!
Początkowo oferta bazowała na podstawowych seriach obrusów, a z czasem, słuchając potrzeb klientów w ofercie zagościły kolejne kolekcje. Stale obserwujemy zmieniające się trendy w kolorystyce czy też wzornictwie, starając się przenieść je na tekstylia zaprezentowane w ofercie sklepu. W tym procesie bardzo ważny jest również głos naszych klientów, którzy stale nas inspirują i wyznaczają coraz to nowsze wyzwania i którym to staramy się każdego dnia sprostać.