TANGO Z GOŹDZIKIEM
Był 8 marca, Dzień Kobiet. Jakimś cudem Baśka w końcu dojechała do pracy. Nie spała pół nocy, bo jej mały synek Antoś postanowił zrobić kilka pobudek. W radio leciała spokojna muzyka. Baśka zaparkowała przed biurowcem, oparła głowę na kierownicy....
- Basia, nie śpij.. - Jolka próbowała ją ocucić.
- Ja wcale....nie śpię?
Baśka siedziała na drewnianym krześle wśród tłumu ludzi, w wielkiej auli. Przed nią wyłoniła się scena ze schodami jak w teatrze. Na scenie, ozdobionej welurami, pełno było muzyków z jakiejś orkiestry dętej.
Baśka myślała, że trafiła w niewłaściwe miejsce, ale zaczęła rozpoznawać twarze swoich współpracowników. Byli ubrani dość dziwnie. Kobiety miały na sobie białe bluzki z kołnierzykami i czarne lub granatowe, rozkloszowane spódnice za kolano. Panowie wystroili się odświętnie w grube, brązowe lub czarne garnitury. Ich koszule i krawaty wzbudziły śmiech Baśki. Długie szpiczaste kołnierzyki i szerokie krawaty z fantazyjnymi wzorami stanowiły kwintesencję całego stroju...a te buty...
„- Gdzie ja jestem?” - pomyślała Baśka i spuściła wzrok. Dopiero teraz zauważyła swoją plisowaną spódnicę i białą bluzkę.
- Jolka, muszę iść do łazienki – zaczęła przeciskać się między rzędami.
- Tylko szybko, zaraz się zaczyna...
Baśka nawet nie spytała, co ma się zacząć, bo chciała stąd uciec, gdzie pieprz rośnie. Biegnąc przez korytarz, zauważyła że był całkiem jak nie jej korytarz w pracy. Kiedy dotarła do łazienki i popatrzyła w lustro, nie mogła uwierzyć w to co widzi. Przed nią stała jakaś kobieta z burzą blond loków. Baśka zaczęła mówić do tej postaci „ - To nie ja! Zawsze byłam szatynką...” Jej makijaż był też nie jej. Gruba czarna kreska na oku i różowa pomadka na ustach. Nigdy w życiu tak się nie malowała.
Nagle do łazienki wpadła.. chyba Anka...ale Baśka nie mogła jej rozpoznać do momentu aż koleżanka się odezwała.
- No chodź już, Jolka przysłała mnie tu, żeby sprawdzić, czy nic ci nie jest.
Anka pociągnęła Baśkę za rękę i po chwili znalazły się w tej samej sali z tłumem ludzi. Na scenie stał już dyrektor Goździk.
- Jak on wygląda? - Baśka skwitowała, powstrzymując się ledwie od wybuchu śmiechu.
- Przestań – oburzyła się Jolka, ma najmodniejszy garnitur, przywiózł go sobie po delegacji w Czechosłowacji.
- W jakiej Czechosłowacji?? Jej już dawno nie ma!
- Basiu, dobrze się czujesz? – ze zdumieniem spojrzała Jolka.
Dyrektor przemówił bardzo uroczyście i zwrócił się do wszystkich kobiet z miłymi słowami, czego nigdy dotąd nie robił. Później wywoływał każdą koleżankę Baśki i ją z imienia i nazwiska i na scenie wręczał czerwone goździki, całując w rękę. „ Takie maniery u mojego dyra? Świat stanął chyba na głowie!” - pomyślała Baśka.
Po części oficjalnej dyrektor zaprosił wszystkich pracowników na poczęstunek do pobliskiej restauracji „Fala”, która nie istniała już chyba od 30 lat.
Zdumienie Baśki rosło z każdą chwilą, kiedy w restauracji zaczęły się tańce do przebojów Czerwonych Gitar i Maryli Rodowicz. Największe zaskoczenie spotkało Baśkę, kiedy dyrektor podszedł do niej i poprosił do tańca. W tle leciało „Tango Milonga”.
Tango z Goździkiem było obłędne, wyginał Baśkę na wszystkie strony i tańczył jak zawodowiec.
W pewnym momencie zastosował dziwną figurę, że Baśka znalazła się na podłodze, głową w dół....
- Baśka, Baśka, co ty.. zasnęłaś za kierownicą?! - szarpała ją Jola. Dyro Goździk szuka cię wszędzie i czeka z tulipanami. Coś się odmieniło i postanowił w tym roku wręczyć nam kobietom kwiaty...
„ - Uff to był tylko sen...??” - pomyślała Baśka.
- Słuchaj Jolka, przeniosłam się w czasie do lat 70. i wiesz co...
No chodź już, chodź, bo się spóźnimy...