MOJA MAMA I WIELKA WYGRANA
Moja mama Agata była zawsze najlepsza. Uważała, że to my – ja i mój brat jesteśmy jej NAJWIĘKSZĄ WYGRANĄ. Po latach zastanawiamy się, jak mogła tak mówić. Z nami miała czasami bardzo ciężko. Mieliśmy szalone i niebezpieczne pomysły, robiliśmy hałas i zamieszanie, a nasza mama umiała to wszystko spiąć i ogarnąć.
W czasach PRL-u była kolorowym kwiatem. Podziwiałam ją, bo umiała z niczego wyczarować coś. Z różnych zdobytych z dużym trudem materiałów, szyła sobie piękne ubrania i wyróżniała się w tłumie. Twierdziła, że na szarej komunistycznej ulicy nie trzeba jeszcze więcej ciemnych kolorów, a jej hippisowski styl budził kontrowersje. Koleżanki mamy prosiły, żeby im też coś zaprojektowała. Mama robiła to w nocy, bo cały swój wolny czas po pracy, aż do wieczora, poświęcała nam. Tatę wysyłała wtedy do kolejki w sklepie, żeby zdobył coś na kartki. Raz na jakiś czas była to nawet czekolada. Najczęściej jednak mama robiła nam domowe słodycze, a wtedy było bardzo pysznie i wesoło. Smak krówek, lodów z kleiku ryżowego lub ciasta z wiśniami z naszego ogrodu, pamiętam do dziś. Stawaliśmy wszyscy przy kuchennym blacie i pomagaliśmy. Pył z mąki fruwał w powietrzu, rozbite jajko leżało na podłodze, a ja i mój brat byliśmy cali brudni, mimo stylonowych fartuszków, które uszyła nam mama. Śmiech zalewał cały dom, a mama, jak aktorka, z udawaną powagą i przejęciem, przekazywała nam kulinarne tajemnice, mówiąc do mikrofonu z ogórka.
Kiedy marudziliśmy, że Franek ma słodycze z kolorowego opakowania i banany, bo dostaje paczki od wujka z Zachodu, moja mama zawsze odpowiadała, że my tego nie mamy, ale za to mamy siebie. Rozbrajała nas tym optymizmem, który był jednak zaraźliwy. Zawsze znalazła pozytywy w najgorszej sytuacji. Kiedy mój brat Janek zdarł kolana i łokcie, bo postanowił zlecieć na zrobionych z listewek i papieru skrzydłach, mama tylko się uśmiechnęła i przytuliła go. Powiedziała nam, że dorosły Janek będzie na pewno wielkim konstruktorem, bo ma wspaniałe pomysły i wielkie serce do swoich pasji. Mnie za to zawsze utwierdzała w przekonaniu, że wszystko mi się uda, jeśli tylko mocno tego będę chciała i dążyła do tego wbrew przeciwnościom losu.
I tak się stało, mój brat robi karierę jako wzięty architekt, a ja mam zawód, który kocham. Właśnie... „kocham” to słowo towarzyszyło nam od zawsze, bo mama bardzo często je powtarzała, nawet wtedy, kiedy była na nas bardzo zła i podnosiła głos. Dostaliśmy od niej ogromny ładunek miłości i pozytywnej energii, który przekazujemy w swoich rodzinach.
Moja mama poświęca teraz czas sobie i tacie. Realizuje marzenia, zwiedza świat, cieszy się życiem, zaraża optymizmem i ma dużo kolorowych, odważnych ubrań, które szyje sobie nadal. Jest dla nas i dla koleżanek ikoną mody.
Powtarza nam stale, że jej NAJWIĘKSZĄ WYGRANĄ jest rodzina i szczęśliwe życie.