Mój szalony ślub – spotkanie z Rajdowcem!
Nigdy nie myślałam, że ten Wielki Dzień nadejdzie tak szybko. Stałam w białej, falbaniastej sukience ślubnej i podziwiałam swoje odbicie w lustrze. Ta piękna dziewczyna to na pewno nie ja! Miałam oryginalnie ułożone włosy i dyskretny makijaż.
Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Uroczystość w naszym małym kościele, obrączki, mój Narzeczony spod igły, zaproszeni ukochani rodzice i goście, restauracja w stylu retro z okrągłymi stołami przystrojonymi najlepszymi na świecie obrusami w kolorze fuksji i kwiatami – przepięknymi frezjami.
Pogoda była wymarzona na ślub. Bezchmurne lazurowe niebo i słońce, jak na słonecznej Sycylii, gdzie mieliśmy się udać w podróż poślubną.
W końcu wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta cabrio z lat 30. ubiegłego wieku. Auto ruszyło, prezentując swój urok. Przed nami jakiś wariat w sportowym wozie urządzał rajd po ulicach naszego spokojnego miasteczka. Wtem... wielki HUK i krystaliczny odgłos tłuczonych świateł, zatrzymał cały samochodowy orszak ślubny. Rajdowiec z impetem wjechał w hydrant i... cała woda zaczęła tryskać wielkim strumieniem na nas i na samochód. Póki kierowca zrobił zwrot, byliśmy cali mokrzy, od stóp do głów. Strugi płynęły z Jarka – mojego narzeczonego, z kierowcy i ze mnie. Z mojej fryzury została „mokra Włoszka”, makijaż spłynął razem z wodą, tuszem i łzami wściekłości. Wyszłam z auta i podbiegłam do szalonego kierowcy. Ten chwytał się z niedowierzaniem za głowę i próbował pozbierać kawałki zderzaka z chodnika. Nie widział, co się dzieje za nim. Nie interesowało go, że właśnie psuje mój najlepszy Dzień w życiu.
– Co Ty wyrabiasz człowieku? Nie widzisz, że jedziemy do ślubu?
Człowiek miał ciekawy strój, jak na rajdowca i bardzo awangardową fryzurę. Zaczął się obracać. Kogoś mi przypominał... Nagle doznałam olśnienia, zrobiłam się cała czerwona, zaczęły drżeć mi ręce i głos, który w końcu się załamał i osiągnął nieprzyjemne tony.
– Marek, to Ty? Otworzyłam usta ze zdziwienia. Wcale się nie zmienił, a nawet był bardziej przystojny. Rozstaliśmy się w burzliwych życiowych okolicznościach. Marek ułożył sobie życie z Dorotą, a ja z Jarkiem. Wiele razy myślałam, że straciłam Go bezpowrotnie.
– Ala, jaka jesteś piękna i mokra. Nie widziałem, że za mną jedziecie, bo pędziłem na Twój ślub – uśmiechnął się jak kiedyś. Tyle lat Cię szukałem... w końcu dowiedziałem się, że wychodzisz za mąż i postanowiłem... o Ciebie zawalczyć ostatni raz.
Zdyszany i wściekły Jarek podbiegł do nas z miną zabójcy. Chciał mnie pociągnąć za rękę, ale Marek go powstrzymał i wtedy zaczęła się moja ucieczka. Wsiadłam do samochodu Rajdowca i odjechałam z nim w nieznane.
Nigdy nie myślałam, że ten Wielki Dzień nadejdzie tak szybko. Stałam w krótkiej i nowoczesnej sukience ślubnej i podziwiałam swoje odbicie w lustrze. Ta piękna dziewczyna to na pewno nie ja! Miałam oryginalnie ułożone włosy i dyskretny makijaż.
Wszystko było dopięte na ostatni guzik... tyle że przyszłym mężem był Marek – miłość mojego życia.