JABŁONIOWY SYLWESTER
Anka, Anka!!! Usłyszałam zdyszany, męski głos wołający za kimś na pięknie oświetlonej świąteczno-noworocznej ulicy. Pomyślałam, że chodzi o inną Ankę, ale głos zbliżał się coraz szybciej i jego właściciel złapał mnie za ramię. Dopiero wtedy się odwróciłam.
– To ty Tomek?! Dawno się nie widzieliśmy, chyba rok! – wykrzyknęłam zdziwiona.
– Mogę cię zaprosić na kawę? - zapytał.
– Nie, muszę już lecieć, mam do zrobienia ważne zakupy.
– Szykujesz się na Sylwestra?
– Tak, w tym celu chcę kupić sobie piżamkę z bałwankiem – uśmiechnęłam się szeroko.
– Co ty mówisz?! Niemożliwe, żeby taka ładna dziewczyna spędziła tę noc w łóżku!
– Bardzo możliwe, a nawet pewne – odpowiedziałam.
– No to nie w tym roku, urządzam przyjęcie, czekam na Ciebie o 20 w moim nowym domu przy ulicy....- w tym momencie nadjechał bardzo głośny, stary tramwaj, a Tomek wskoczył do niego i wykrzyczał... - przy ulicy Jabłoniowej 5. Będę czekał!!! - pomachał na pożegnanie.
Tomek zniknął tak szybko, jak się zjawił, a ja zostałam na pełnej ludzi ulicy i miałam w głowie milion sprzecznych myśli...”Iść, czy nie iść?”
Po szalonych, chaotycznych zakupach wróciłam do domu. Byłam całkiem rozbita tym niespodziewanym zaproszeniem. Podczas wielu godzin rozważań, postanowiłam zostać w noc sylwestrową w domu... w przyszłym roku. „ Dobrze, pójdę, ale to będzie ostatni raz. Mam dość obchodzenia tego dnia w tak huczny sposób. Wolę Nowy Rok świętować w czerwcu.” - pomyślałam. Szkoda, że nie mam nowego numeru do Tomka, wspominał coś o jego zmianie.
O 19 byłam gotowa do wyjścia. Ubrałam ulubioną wieczorową sukienkę i niezawodne szpilki.
W oczekiwaniu na taksówkę, pomalowałam usta na piękny czerwony kolor. Wzięłam małą torebkę i wybiegłam z domu, zamykając kluczem drzwi.
– Na ulicę Jabłonkową 5 poproszę – powiedziałam do taksówkarza.
Po 10 minutach stałam przed pięknym, wielkim, nowym domem oświeconym kaskadami małych światełek. Zadzwoniłam...
Otworzyła bardzo miła kobieta, trochę starsza ode mnie.
– Dobry wieczór, Anka jestem, zaprosił mnie Tomek.
– Cześć, Karolina, Tomek zaraz będzie, pojechał po kogoś na lotnisko.
To wnętrze było imponujące i zupełnie nie w stylu mojego kolegi. W salonie czekało już bardzo wiele osób, ubranych i uczesanych całkiem inaczej niż ja – bardzo błyszcząco i krzykliwie. Nikogo nie znałam, nawet z widzenia. Nie było to dla mnie zaskoczeniem, obracaliśmy się w innych kręgach. Nie mieliśmy wielu wspólnych znajomych. Drinki lał barman, a muzyka elektroniczna była miksowana przez didżeja. „Hmm, Tomek zawsze słuchał rocka. Nie znałam go z tej strony...” Dzwonek do drzwi, do których biegła, ciągnąc mnie za rękę Karolina, wyrwał mnie z zamyślenia...
- To Tomek! Chodź, chodź!
Otworzyła je.... a moim oczom ukazał się... facet w cekinowej marynarce z włosami, całymi w żelu i to z pewnością nie był TEN Tomek. TO BYŁ NAJWIĘKSZY WRÓG... MÓJ BYŁY NARZECZONY, KTÓRY TUŻ PRZED ŚLUBEM ODWOŁAŁ WSZYSTKO... I WYJECHAŁ DO STANÓW.
Miałam panikę w oczach, zaczęły trząść mi się ręce. Wróg zrobił krok w moją stronę i otworzył usta ze zdziwienia.
Chwyciłam szybko torebkę z płaszczem i wybiegłam przed dom. Sięgnęłam po telefon, żeby zadzwonić po taksówkę, ale okazało się że zostawiłam go przy lustrze w łazience, gdzie malowałam usta przed wyjściem. Tomek, były narzeczony zaczął mnie wołać i gonić. Nagle zza zakrętu wyjechała taksówka, a z niej wysiadł mój kolega Tomek, który zaprosił mnie na Sylwestra.
– Wszędzie cię szukam, wsiadaj... a co to za śmieszny facet cię goni?
– Jedźmy, zaraz wszystko ci opowiem, jak wyjdę z szoku... a skąd się tu wziąłeś?
– Spóźniałaś się i nie odbierałaś telefonu... Pojechałem pod twój dom, i zacząłem się dobijać, ale miła sąsiadka powiedziała, że odjechałaś ubrana sylwestrowo taksówką w całkiem inną stronę, niż do mnie. Skojarzyłem, że w naszym mieście poza moją ulicą Jabłoniową jest ulica o bardzo podobnej nazwie – Jabłonkowa - i postanowiłem tu sprawdzić. Ale jak widzę słusznie, bo wpakowałaś się w jakieś tarapaty.
Tomek zawiózł mnie do siebie. To był jeden z najlepszych Sylwestrów w moim życiu, bo od tego dnia staliśmy się parą i do tej pory wspominamy ten dzień ze śmiechem...