CZERWIEC NA MAJU SIĘ WZORUJE I CZĘSTO NAŚLADUJE!
Dryń! Dryń! Dzwonek do drzwi.
„Kogo tam znowu niesie?! Aaaa, to Anka ze swoim (upieczonym przez panią Zosię) pysznym sernikiem.”
– Cześć, wpadłam na kawę. Widzę, że u ciebie nikogo nie ma i jest cisza, więc możemy spokojnie pogadać. Anka należała do tych wyzwolonych kobiet, które mają dobrą radę na wszystko – jak znaleźć męża lub super faceta, jak sprawnie przewinąć dziecko, szukając jednocześnie telefonu w torebce, jak ugotować boskie curry z dwóch produktów, jak zadbać o skudloną sierść psa. Koleżanka Hanki nie ma jednak faceta, dzieci i domu do prowadzenia (bo gotuje i sprząta u niej pani Zosia – gosposia).
– Jak ty dzisiaj wyglądasz Haniu?! Nie miałaś czasu się umalować?
– „A co ja do cholery od rana robię?! Biegam, sprzątam, przewijam, kopię – ziemię oczywiście, gotuję, piorę i jeszcze znalazłam czas na wykonanie najmodniejszego naturalnego makijażu!!!”- pomyślała robiąc kawę i się w niej zagotowało, jak w ekspresie.
„Wpada perfekcyjna koleżanka i twierdzi, że wyglądam „saute”. Zaraz, zaraz, a może to makijaż doskonały, bo... go nie widać...Hi hi!”
– Widzisz Aniu – powiedziała – jestem umalowana tak perfekcyjnie, że nie zauważyłaś mojego make up bez make up – uśmiechnęła się szeroko. Ale ponieważ jesteś kobietą wyzwoloną, lubiącą wyrazisty wygląd („czyli prowokującą i podrywającą” - pomyślała) to ja ci zrobię bardzo modny makijaż. - Co powiesz na niebieskie oko? Mówię Ci, to hit.
Poczekaj, przyniosę tylko kawę i pokroję „twoje” ciasto.
Cała Anka i jej strój były jak zawsze nienaganne, tylko jej cienie na oczach Hanka musiała zmyć. Powieki pomalowała jaśniejszym niebieskim i prawie całkiem granatowym. Na końcu narysowała turkusową kreskę swoją brokatową kredką do powiek. Jej koleżanka wyglądała zjawiskowo, szczególnie że dziś miała na sobie nową markową bluzkę – zdobycz z ich wspólnych, wróćmy..., z Anki zakupów, za którą zapłaciła.... lepiej to przemilczeć.
Gadały o bzdurach i o planach na przyszły tydzień, kiedy do domu wpadło jakieś „Stworzenie” całe w błocie, a za nim zasapany Artur.
– Mamo, wjechałem w wielką kałużę i się przewróciłem, bo tata puścił kija od rowera!
Hanka spojrzała w niebo.
– Idźcie się przebrać.
„Błotniste Stworzenie” robiąc wielkie ślady na podłodze podeszło przywitać się z Anką, która dostała dodatkowego napędu i szybko się odsunęła.
– Umyj się najpierw Marceli! - zganiła go.
– Ciociu, cześć! Ale masz odlotowo - planetowy makijaż – Anka się uśmiechnęła - To znaczy... taki kosmiczny – spojrzała badawczo na mojego syna.
– Czy twoim zdaniem wyglądam jak kosmitka?!
– Taka kosmitka z planety Ziemia – odpowiedział z rozbrajającą szczerością Marcel.
Anka poczerwieniała, Hanka prawie wybuchnęła śmiechem, a Artur dodał z rozmarzeniem, połączonym ze wspomnieniami z dzieciństwa.
– Aniu, bardzo ładnie ci w tym niebieskim. Rosjanki ze złotem i fajansem na naszym targu w latach 80 i 90 miały podobne oczy. Jak one mi się wtedy podobały.....- dodał z wlepionym w Hankę baranim wzrokiem. Ona zaś próbowała gestykulować i pokazywać na migi, że go udusi, ale było już za późno.
– Dziękuję ci bardzo Arturku! Nie dość, że zdaniem waszego syna wyglądam jak kosmitka to jeszcze zalatuję postkomunistycznym kiczem! Pójdę już, a Tobie droga Haniu radzę wyrwać się czasem z domu, bo przy tych chłopach nie będziesz długo normalna. Koleżanka chwyciła torebkę, rzuciła zdawkowe „Pa!” i wyszła oburzona z „odlotowo-planetarnymi” niebieskimi oczami. Zadzwoniła o 22 chwaląc się, że dzięki temu makijażowi poznała przystojnego bruneta. „Ciekawe tylko, co się okazało” – zastanawiała się „super” mama. „Czy Anka dla tego pana wyglądała jak kosmitka, czy jednak nie?”
Na wieczór Hanka zaplanowała kolację – niespodziankę, przy świecach i winie (Artur wiedział tylko o winie, bo miał wybrać najlepsze w sklepie). Dzieci w końcu spały, a ona miała czas na zrobienie czegoś pysznego. Wyjęła łososia i pomarańcze na tartę, po czym wyszła do łazienki. Usta pomalowała nowym nabytkiem – matową pomadką w kolorze intensywnej czerwieni. Ubrała małą czarną – marzenie z wyprzedaży - i weszła do kuchni. Artur stał osłupiały.... ona też. Patrzyli na siebie z błyskawicowymi iskrami i nie miało to nic wspólnego z romantyzmem. Wydali z siebie okrzyk.
Artur: - Kochanie, co ci się stało w usta?!
Hanka: - Gdzie jest łosoś i pomarańcze?!
– Chciałem ci zrobić niespodziankę – sok z pomarańczy.... a łososia zjadłem, bo już byłem strasznie głodny. Wypij kochanie szklaneczkę na spokojność. Ale.. te twoje usta...
– Może na spokojność to napijemy się trochę wina? - zaproponowała Hanka w nadziei, że jeszcze szlak nie trafił romantycznej kolacji a właściwie romantycznego wina.
– Ojej! Zapomniałem kupić!