CUDNY MAJ, JESTEM NAJ!
PSTRYK! Pierwsze promienie majowego słońca! Hurrra!!!
U Hanki to nagłe PSTRYK! jak co roku oznaczało jedno - „WIOSENNĄ GORĄCZKĘ”.
Był sobotni poranek. Marcel, śliczny sześciolatek - „wykapana mamusia”- jak twierdziła babcia Alina, patrzył na Hankę, a właściwie wgapiał się w nią, robiąc coraz większe oczy.
– Mamusiu, co ci jest? - zapytał nieśmiało.
Hanka wcale go nie usłyszała, tylko biegała z pokoju do sypialni. W jej głowie krążyły, a ściślej mówiąc, skakały dwie myśli - „WIOSENNE PORZĄDKI” i „WIOSENNE ZAKUPY”. Po chwili przyłączył się do nich jeszcze jeden przyjemny pomysł „zrobić coś ze sobą i wyglądać jak BÓSTWO”.
Hanka spojrzała w lustro. Jej cera wyglądała jak poszarzały papier. „Najszybszym sposobem będzie zrobienie wiosennego makijażu.” Jej bieg do łazienki po kosmetyczkę, nie, nie..., po cały wielki kosz kosmetyków, przerwał głośny płacz „Kogoś”. „Ojej, u Nowackich krzyczy jakieś dziecko” - pomyślała. „Ale, ale, przecież oni nie mają dziecka...”. Hance przypomniało się, że od roku w ich domu jest nowy lokator. Tomek, jej śliczny malutki synek, obudził się z wielkim jak „Głodzilla” apetytem na poranną kaszkę. Z garażu przyszedł Artur i podziwiał „Biegające Piżamowe Zjawisko” czyli swoją żonę, kręcąc przy tym głową.
– Tomusiu! Już lecę! – Hanka prawie fruwała, potykając się o rozrzucone klocki Marcela.
– Haniu, daj butelkę i idź się ogarnij, napij się kawy, bo masz chaotyczne ruchy – powiedział chodzący (nie)ideał.
Zabiegana mama wpadła do łazienki, szybko się ubrała i usiadła z telefonem przed lustrem.
„Zobaczymy jaki makijaż jest modny tej wiosny”. Jej oczom ukazały się malowane cud - modelki.
Jedne miały okulary z cieni, inne rzęsy do samego nosa, a pozostałe złote usta. „Ta ekstrawagancja wyglądałaby śmiesznie na ich spokojnej, zielonej ulicy, szczególnie na spacerze z dziećmi” pomyślała.
Wyobrażała sobie panią Elę biegnącą donieść sąsiadkom, jak porządna, szanująca się mama Hanna chodzi z pisanką na twarzy i do tego ubrała się całkiem jak kurczak wielkanocny (w jej ulubioną jaskrawożółtą bluzkę). Przeglądała się w lustrze przy odsłoniętym oknie i nawet się sobie podobała. Nagle zobaczyła, że Kubie, sąsiadowi też chyba się podoba. Szczerzył zęby, podskakiwał i machał, a do tego coś pokazywał.
„Zawsze wiedziałam, że ten przystojniak ma do mnie słabość” – rozmarzyła się. Kuba nie przestawał wskazywać palcem w stronę auta Aśki. Taaak, coś w nim migało i były to... światła. Machnęła do niego ręką, że wie i wyłączy ...zaraz. I to cały podryw.... Możliwość wyładowania się akumulatora była dla Kuby lepszym powodem ekscytacji niż umalowana, młoda sexy mama. „Sobota jest moja, wyglądam odlotowo i idę podbijać (przebijać) ....ogród.” Ubierała Tomcia, a on dał jej „soczystego całusa” prosto w oko. Gdy wyszła z domu, spytała:
- Prawda, że wyglądam cudnie, chłopaki? - Artur i Marcel zaczęli giąć się wpół ze spazmatycznego śmiechu. Wyglądali jak pokraki. Artur pokazywał na swoje oko. Hanka zobaczyła siebie w odbiciu lusterka motocykla.
„O nieee, Tomuś swoim całuskiem sprawił, że jedno oko wyglądało jak u brązowej pandy”
„I to by było wszystko na temat makijażu oczu” - pomyślała. Musiała je zmyć...
Dzień był bardzo pracowity. W końcu była sobota, a ona zawsze znalazła sobie tysiąc zajęć wokół domu. Najpierw przekopała ogród, a Marcel i Tomek piasek w piaskownicy. Hanka używała łopaty, a chłopcy rączek i co tam jeszcze znaleźli. Tomek łapał robaki i każdego dokładnie oglądał, chwalił się swoją zdobyczą, a potem próbował wpychać do buzi. Większość uciekała, a resztę łapali jego rodzice. Podobny los spotkał małe stokrotki, tylko że one nie mogły „dać nogi”.
Marcel zrobił wielkie babki piaskowe, a potem ryczał strasząc ptaki i psa sąsiada, bo Tomek postanowił je zniszczyć. Artur stwierdził, że tak nie da się pracować (jakby to on od dwóch godzin machał łopatą i haczką). Wziął Marcela do parku – nauka jazdy na rowerze i pełen obaw o swoją rękę, nogę, głowę i palec, ostrożny nad wyraz przedszkolak to całkiem osobne historie. Tomek po tych ogrodowych doświadczeniach był do mycia i przebrania. Delektował się obiadkiem w specyficzny sposób. Pyszną zupkę zjadły jego uszy, nos, spodnie, bluzka, krzesło, ściana, podłoga, skarpetki i bluza mamy. Intensywne tarcie oka przypomniało małemu synkowi, że pora na poobiednią drzemkę.
„Uff, chłopaki w parku, obiad zrobiony, Tomek śpi, więc ja....”
Jesteście ciekawi co wydarzy się dalej? Koniecznie nas śledźcie! Już wkrótce ciąg dalszy!